opis spektaklu
Jeśli sądzicie, że ojczyzną filozofii była antyczna Grecja – jesteście w wielkim błędzie. Sztuka filozofowania, właściwie „myndrkowania” narodziła się na Podhalu, a największymi filozofami byli, są i będą – Górale. Filozofia po góralsku, bestseller księdza Józefa Tischnera, to kopalnia teatralnych anegdot i scen, kalejdoskop niezwykle dowcipnie, acz ciepło sportretowanych postaci. Ksiądz Tischner, sam znakomity filozof, jak nikt znał realia mieszkańców polskich gór. W góry często wracał i uważał je za swoje ukochane miejsce na ziemi. Spektakl Artura „Barona” Więcka ukazuje jeden dzień z życia Księdza - Jegomościa Autora - podzielony między spotkania z mieszkańcami okolicznych wiosek. Prowadzone z księdzem dysputy ujawniają wyjątkowe filozoficzne zacięcie Górali. Skąd u Górali te predyspozycje? Może ze względu na wyjątkowe umiłowanie wolności, góralskiej „ślebody”, cechy która powinna wyróżniać każdego filozofa? A może to kwestia życia w uprzywilejowanym miejscu, które pozwala spojrzeć czasem na wszystko z odpowiednim dystansem, wręcz dosłownie - z góry? Jakkolwiek by nie było, twierdził ksiądz Tischner, wszystko można przełożyć na „góralski”. A to, czego nie można, nie jest warte zachodu. W SPEKTAKLU WYKORZYSTANO: Fragmenty „Filozofii po góralsku” Józefa Tischnera Fragmenty „Wieści ze słuchanicy” Wandy Czubernatowej oraz Muzykę zespołu Trebunie Tutki Fragment kompozycji Jana Kantego Pawluśkiewicza Muzykę Andrzeja Obrochty (Bartusia z Zakopanego)
opis sztuki
MOJE SPOTKANIE Z TISCHNEREM. Spotkanie – to od niego zaczyna się dialog. I od niego zaczyna się teatr. Ale są także spotkania, o których można powiedzieć, że to od nich zaczyna się twórcze życie. I myślę, że takie właśnie było moje spotkanie z Tischnerem. Trwało czas krótki, Tischner już chorował, prawie nie mówił, ale wystąpił jeszcze w adaptacji „Historii filozofii po góralsku wg ks. Tischnera”, którą miałem przyjemność reżyserować. To był jego ostatni, publiczny występ przed kamerą. Ciężka i bolesna choroba sprawiła, że niedługo potem zmarł. A we mnie pozostał żal. I złość – jakże to, dopiero co się witaliśmy, a już musimy się żegnać?! A przecież jeszcze tyle pięknych rzeczy mogłoby się wydarzyć, jeszcze tyle cudownych rozmów można by odbyć… Myślę, że wszystko, co dziś robię sięgając po myśl Tischnera, jest właściwie dopełnieniem tamtego pierwszego, zbyt krótkiego spotkania. To z braku Tischnera w realnym istnieniu, wzięła się potrzeba Jego zaistnienia w świecie fikcji, w teatrze i filmie. I tak z żywiołu prawdy, jakim jest filozofia, trafił Tischner do żywiołu piękna, czyli na scenę. I także do mojego życia, które dzięki niemu jest głębsze, mądrzejsze, pełne humoru i radości. Bo tak z Tischnerem jest, że pomaga zrozumieć, poczuć się wolnym; jest także lekiem na wszystkie smutki, niesie nadzieję, dodaje skrzydeł, podnosi na duchu, sprawia, że „świat gro, słychać harmonije przestworzy”. To za jego przykładem możemy powiedzieć: „Nie jest dobrze. Ale co by było tak cołkiem źle, to nie powiem”. A w jednym z kazań na Turbaczu mówił: „Kozdy z nos, moi ostomilsi, moze w życiu ponieść klęske. Przyjdzie markotność, siednie na cłeku i zdusi go. Kozdemu przecie grozi, ze się stanie przyziemny, ze go życie domierzi i se pomyśli, ze jest przegrany. Ale tak nie jest! Przegrany nie będzie! Bo jak się w kupe zbiere, to i z popiołu duch jego żywy wyjdzie”. Dlatego, „biermy się w kupę” kochani i bądźmy razem – z Tischnerem – w teatrze i w życiu! Artur Więcek „Baron”, reżyser
5.0 / 10
średnia ocena użytkowników